- Z powodu przeniesienia ambasady w Strefie Gazy doszło do śmiertelnych zamieszek. Kilkadziesiąt osób nie żyje, rannych liczy się w tysiącach
- Zdaniem naszego rozmówcy odpowiedzialność za to ponosi Donald Trump. Prezydent USA nie ma wizji dotyczącej Bliskiego Wschodu. Na razie „podsyca i tak nie najlepsze nastroje”
- Według Łukasiewicza Trump pogłębia kryzys w transatlantyckich relacjach. Rykoszetem może oberwać także Polska
Kamil Turecki: Czy Donald Trump ma krew na rękach?
Amb. Piotr Łukasiewicz: To jest pytanie o odpowiedzialność moralną każdego polityka, zwłaszcza tego, który dysponuje dużą armią i działa w tak wrażliwym rejonie, jak Strefa Gazy i Izrael.
Tyle, że tutaj nie musiała zadziałać żadna armia. Trump przeniósł ambasadę z Tel Awiwu do Jerozolimy.
Nie odpowiem na pytanie, czy Trump ma krew na rękach, bo byłoby to zbyt emocjonalne, ale podejmowane przez niego decyzje antagonizują już i tak skomplikowany i niemalże odwieczny spór Palestyńczyków z Izraelczykami. To, co się wydarzyło w ostatnich dniach zapisze się w historii podobnie jak wizyta premiera Ariela Szarona na jednym ze wzgórz. Od tego rozpoczęła się jedna z intifad.
Kto ponosi odpowiedzialność za to, co się stało w Strefie Gazy?
Za wzrost napięcia odpowiada prezydent Donald Trump, ponieważ swoimi decyzjami wprowadził do skomplikowanej sytuacji dodatkowe emocje i niepotrzebne komplikacje. Hamas z kolei nieodpowiedzialne wezwał Palestyńczyków do demonstracji. Koszt tej eskalacji ponieśli Palestyńczycy, którzy zginęli we wczorajszych starciach.
O zamieszki Biały Dom oskarża Hamas.
To jest już tylko przerzucanie się odpowiedzialnością. Fakty są następujące: nie uwzględniając miejscowej wrażliwości, Stany Zjednoczone zdecydowały się na przeniesienie swojej ambasady, a to zaogniło sytuację w regionie. Amerykańskie wsparcie polityczne, militarne i finansowe dla Izraela jest słuszne, ale trzeba jasno powiedzieć: przeniesienie ambasady było gestem symbolicznym. Spotyka się on z emocjonalnymi odpowiedziami. Jeśli prowadzi się odpowiedzialną politykę, wówczas gesty symboliczne wykonuje się z dużym wyczuciem. Stany Zjednoczone biorą na siebie ciężar sytuacji na Bliskim Wschodzie.
Do bliskowschodniego kotła dorzucono też zerwane porozumienie nuklearne z Iranem…
… a to oznacza, że USA wracają na Bliski Wschód. Stoi to w sprzeczności z deklaracjami Donalda Trumpa, który zapowiadał przecież stopniowe wycofywanie się z regionu. Chciał zlikwidować tzw. Państwo Islamskie i wyjść z Syrii. To była zapowiedź kontynuacji polityki Baracka Obamy. Przeniesienie amerykańskiej ambasady z Tel Awiwu do Jerozolimy i zerwanie porozumienia z Iranem to decyzje emocjonalne, które pogłębią chaos w tamtym rejonie. Trump nie prezentuje strategii i szerszej wizji dotyczącej Bliskiego Wschodu. Na razie jedynie podsyca i tak nie najlepsze Konflikt między Izraelem a Palestyną powrócił po tym, jak Trump przeniósł ambasadę USA z Tel Awiwu do Jerozolimy więcej: