Kara dla ks. Sowy? Hulanki, szampany i drogie wakacje. Komunistyczna proweniencja abp. Jędraszewskiego daje się we znaki

Minęły trzy miesiące od głośnej afery taśmowej z ks. Kazimierzem Sową w roli głównej. Wielu perorowało o zbliżającej się karze, jaką przyszykuje dla niego metropolita abp Marek Jędraszewski. „Trafiła kosa na kamień” rozpisywały się prawicowe media i internauci. Tymczasem symbol, a zarazem bękart degrengolady, która od lat toczy hierarchię Kościoła katolickiego w Polsce, ks. Kazimierz Sowa żadnej kary nie poniósł i hasa w najlepsze.
W marcu ubiegłego roku za odmówienie modlitwy i przemówienie pod pomnikiem Józefa Kurasia w Zakopanem zostałem wysłany za karę do zakonu klauzurowego Karmelitów Bosych w Czernej. Tymczasem ks. Sowa, po wybuchu afery taśmowej, do końca czerwca prowadził program biznesowy w TVN Bis24, a następnie dostał kilkadziesiąt dni urlopu, podczas którego bawił się poza granicami kraju. Kilka dni temu podczas meczu Polska-Kazachstan był widziany na Stadionie Narodowym w Warszawie, gdzie w loży dla VIP-ów popijał drogiego szampana. Dlaczego krakowski metropolita nie wyśle Kazimierza Sowy za klauzurę? Dlaczego pozwala mu bawić się i nadal kompromitować Kościół katolicki? Czyżby uczestniczył w tym samym układzie, w którym od lat tkwi po uszy Sowa?
Kapłan archidiecezji krakowskiej od kilku lat dawał się poznać opinii publicznej jako „kapelan”, a konkretnie kompan hochsztaplerskiego układu Platformy Obywatelskiej. Potwierdziły to taśmy z nagraniami z nieistniejącej już warszawskiej restauracji „Sowa & Przyjaciele”. Obywatel Sowa – razem z gen. Marianem Janickim, Pawłem Grasiem, Włodzimierzem Karpińskim, Jerzym Mazgajem i Rafałem Baniakiem – okazał się skandalistą pełną gębą. Warto posłuchać hity o episkopacie, Kwaśniewskim, wrogach Tuska, Gazecie Polskiej, Monice Olejnik oraz o planach na emeryturę. Pogarda i chamstwo, z jakim odnosił się do „zwykłego Kowalskiego z Lubelszczyzny”, wołała o pomstę do nieba.
O tym, że przez wiele lat ks. Kazimierz Sowa korzystał z wykupionego u kard. Stanisława Dziwisza mandatu na bezkarność, informowałem w czerwcu bieżącego roku (PRZECZYTAJ: UJAWNIAMY! Dlaczego ksiądz Kazimierz Sowa był bezkarny). Dziwiszowi bardzo zależało na jak najszybszym zakończeniu przyspieszonego procesu kanonizacyjnego Jana Pawła II oraz na ukończeniu budowy sanktuarium Jana Pawła II. W tym celu zbierał pieniądze na wszelkie możliwe sposoby. Bardzo dochodowy był dla niego Sowa, który czerpał profity z TVN-u i od polityków PO oraz ze spółki Krak-Chemia, do której zarządu należał.
Problem w tym, że okres „panowania” kard. Dziwisza zakończył się, a na jego miejsce został wytypowany abp. Marek Jędraszewski, który w sierpniu ubiegłego roku, -w pogoni za wymarzonym Krakowem – w rozmowie z moim byłym prowincjałem stwierdził, że z „ideą narodową nie ma nic wspólnego”. Mimo to, w prawicowych mediach czytałem mnóstwo optymistycznych tekstów o biskupie, który „w Krakowie zrobi porządek”.
Tylko gdzie teraz jest abp Jędraszewski? Czyżby zapadł się pod ziemię? A może ks. Sowa pod stołem przekazał mu grubą kopertę pieniędzy, tak jak przez lata czynił z kard. Dziwiszem, który za banknoty kupczył nawet prywatnymi zapiskami i „ampułkami z krwią Jana Pawła II”? Czyżby czar abp. Marka Jędraszewskiego prysł niczym bańka mydlana?